poniedziałek, 31 grudnia 2012

Day 9.


Poprzedniego dnie siedziałem jak na szpilkach. Nie odbierałaś, żadnych informacji o Tobie. Cały czas myślałem o tym uczuciu, które nas połączyło. Chyba… Bo wiem, że u mnie ono działało i działa. I to na wysokich obrotach. I się nie wypali, nigdy w życiu. Paul pozwolił nam już wychodzić z domu. Popędziłem do szpitala, by ujrzeć Cię jak najprędzej. Kroczyłem tym samym korytarzem któryś raz z kolei, kiedy nagle przystanąłem. Z pokoju, w którym ostatnio złożyłem Ci wizytę pielęgniarki wywoziły łóżko. Białe prześcieradło ułożone na całym ciele. Przykryta twarz, brzuch, nogi. Z pod materiału zwisała bezwładnie blada dłoń. Rzuciłem się biegiem w stronę kobiet i zdarłem bawełniane prześcieradło. Cofnąłem się, zatrzymując odruch wymiotny jednocześnie oddychając z ulgą. To nie byłaś Ty… Od razu zapytałem przestraszone kobiety o Ciebie.
-„Przepraszam, a pan z rodziny?” – podniosły nieregularne brwi.
-„Przyjaciel. Bliski!” – palnąłem.
Spojrzały na siebie, a potem znów na mnie.
„-Ale ona wyjechała…” – ze zdziwieniem odparła jedna z nich.
-„Czyli mam rozumieć, że jest już w domu?” – nie rozumiałem.
-„Nie” – odpowiedziała – „Dziś przewieziono ją do innego szpitala, na prośbę jej rodziców” – dodała.
-„A mogę wiedzieć, gdzie dokładnie?” – dopytywałem.
-„Jest pan jej bliskim przyjacielem, powinien pan wiedzieć…” – ironiczny uśmieszek ozdobił jej twarz.
-„Błagam panią o odpowiedź!” – nalegałem.
-„Proszę pana, ja tu pracuję!” – żachnęła.
-„Jeśli mi pani powie, więcej mnie tu nie zobaczycie” – nie dawałem za wygraną.
-„Kair, proszę pana, Kair…” – odpowiedziała zniecierpliwiona poprawiając zdarte przeze mnie prześcieradło.
„Kair?! Jak to możliwie?” pytałem. Wreszcie przypomniałem sobie, że pochodzisz z Egiptu. Wybiegłem zdruzgotany ze szpitala. Nie wiedziałem, jak Cię znaleźć. Przecież Kair ma kilka milionów mieszkańców i kilkaset szpitali! Zadzwoniłem do menagera. Nie popierał mojej decyzji. Nie miałem innego wyjścia, chciałem być przy Tobie.

~*~

No no! Postaraliście się z komentarzami :o Wstawiam dziś, bo mam karę do 14 stycznia i nie będę mogła wchodzić na kompa. Widzieliście nowy wystrój bloga? I jak? ;> Mam nadzieję, że ładnie :) Jest też nowa zakładka "Imagine's". Zajrzyjcie :)
Buziakiii!
Natt.

niedziela, 2 grudnia 2012

Day 8.


Dumnym krokiem ruszyłem ku wyjściowym drzwiom. Byłem zadowolony, że uporałem się z zerwaniem i mogłem być już cały Twój. Wtedy nie wiedziałem jednak, że na tak krótko… Przekręciłem gałkę i pchnąłem drzwi. Oślepił mnie blask fleszy i ogłuszył hałaśliwy krzyk dziennikarzy. Z pośpiechem schowałem się z powrotem w bezpiecznym wnętrzu domu.
-„Co to było?!” – niepokoił się Liam.
Jak zwykle panikował. Tak naprawdę to jednak ja też przeraziłem się ilością ludzi przed naszą bramą. Liczyli może tyle, co fanki na naszych koncertach! Było ich zatrzęsienie. Nie miałem pomysłu na wydostanie się z mieszkania i dotarcie do Ciebie… Liam nerwowo chodził wokół salonu.
-„Dzwonię do Paul’a, włączcie wiadomości!” – rozkazał.
Na nasze, albo raczej moje nieszczęście pełno było reportaży o zerwaniu moim i Eleanor. „To przecież nie sprawa światowa!” denerwowałem się przełączając na coraz to inny kanał. To było jedyne wyjście, żeby być z Tobą. Nawet nie zastanawiałbym się, gdyby miało stać się to po raz drugi, bo  byłoby warto. Dziwiło mnie jednak to, że od zaledwie wczoraj dowiedział się o tym cały wszechświat! No tak… Twitter zdziała cuda.
-„Muszę się dostać do Kamelii!” – syknąłem do ekranu laptopa, na którym wyświetlała się strona główna Twitter’a.
Liam momentalnie stanął w miejscu. Niall przestał rzuć Donaty. Zayn odsunął lusterko na bok, a Harry zrobił się momentalnie poważny. Zapanowała totalna cisza przerywana tykaniem zegara.
-„A więc tak ona ma na imię…” – uśmiechnął się zgryźliwie Zayn.
-„Tak i nic ci do tego!” – warknąłem.
Podniósł ręce w geście kapitulacji. Chłopcy przenosili po sobie wzrok i nagle rzucili się na mnie z gratulacjami. Byłem szczęśliwy mając takich przyjaciół. Nie skarcili mnie za Eleanor, po prostu cieszyli się moim szczęściem. To była jedna z rzeczy, które w nich cenię. Po kilku następnych minutach śmiechu i krzyków w drzwiach stanął rozwścieczony Paul. Wszyscy spoważnieliśmy i usiedliśmy wyprostowani na sofie.
-„Czyście zgłupieli?! Co to za afera?! Louis!” – przeniósł wzrok na mnie – „Wytłumacz mi to proszę, bo zaraz nie wytrzymam!” – próbował się opanować.
Wziąłem głęboki wdech. Nie wiedziałem, co mam teraz robić. Chłopcy pokazali mi, że trzymają kciuki. Zacząłem mój monolog:
-„Zerwałem z Eleanor” – zamknąłem oczy myśląc, że zaraz ktoś mnie uderzy.
Paul siedział na stoliku do kawy jak słup soli. Nie wiedział, o co chodzi.
-„I?!” – dopytywał.
-„To wszystko” – wyjąkałem.
-„To jakiś nie śmieszny żart!” – wydusił – „Idę to załatwić, siedźcie w domu.”
-„Ale ja muszę wyjść!” – wyrwałem się.
-„A gdzie to pan chce iść?” – zaplótł ręce na piersi.
Zacząłem pleść jakieś nieskładne zdania. Nikt nic nie rozumiał, nawet ja. Paul westchnął i posadził mnie z powrotem na miękkiej sofie.
„Siedź jak masz gdzie!” – odezwał się – „Nigdzie nie wychodzicie, zrozumiano?!” – zwrócił się do nas.
Pokiwaliśmy głowami. Potem tylko trzask zamykanych drzwi i cisza. Wyjąłem telefon i znów próbowałem się do Ciebie dodzwonić. Powitał mnie jednak dźwięk poczty głosowej.


~*~

Czy to opowiadanie jest aż tak złe? Wchodzi masa ludzi, ale nie komentujecie. A nie powiem, że nie zależy mi na tym. Postanowiłam, że następny Dzien będzie po nowym roku.
Natt.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Day 7.


Minął tydzień odkąd się poznaliśmy. Nie obudziłaś się poprzedniego dnia, a ja nie miałem serca wyrywać Cię z krainy snów. Dziś znów siedzę przy Twym łożu z nadzieją, że się obudzisz… Usłyszałem kroki. Do sali weszły 2 osoby. Kobieta podobna do Ciebie. Takie same rysy, usta i ciemne, długie włosy. Ciemna opalenizna, droga, subtelna biżuteria i strój, który widziałem w Bollywood’dzkich filmach. Mężczyzna posiadał oczy w Twoim kolorze i mały, lekko zadarty nos. Włosy zaczesane do tyłu. W drogim garniturze obejmował kobietę.
-„Kim jesteś?” – odezwał się mężczyzna.
-„Louis Tomlinson, przyjaciel Kamelii. A państwo pewnie jesteście jej rodzicami?” – odpowiedziałem nieśmiało.
-„Zgadza się.”
-„Cieszę się, że przyszedł ją ktoś odwiedzić” – dodała Twoja mama.
Czułem się trochę zagubiony. Nie wiedziałem, jak się przy nich zachować.
-„To może ja już pójdę…” – stwierdziłem niechętnie.
-„Zostań, my pójdziemy” – głos zabrał Twój tata, gdy lekko się poruszyłaś.
Nie chciałem im przeszkadzać. Wiedziałem przecież, że także martwią się o córkę… Też chcieli z nią przebywać.
-„Kamelia nie wspominała o swojej chorobie” – zwróciłem się do nich, gdy już wychodzili.
Oni spojrzeli się za mnie. Właśnie się obudziłaś… Rodzice posłali Ci współczujący uśmiech i opuścili salę.
-„Louis?” – przetarłaś piąstkami oczy.
Złapałem Cię za rękę w chwili, gdy mój telefon zaczął wibrować. Jedną ręką wyciągnąłem go z kieszeni.
„Gdzie jesteś? Mam chwilę czasu. Może lunch? El :) x”
Zbyłem ją. Wiem, że tak nie można. Bez sensu odwlekam tą sprawę. W końcu będę musiał zmierzyć się z tym zadaniem i powiedzieć Eleanor, że musimy się rozstać. Nie wyobrażam sobie bycia z nią. W planach na przyszłość mam Ciebie, nawet jeśli Twoja choroba mi Cię odbierze. Nie! To się tak nie skończy, nie może! Głaskałem Cię po głowie.
-„To ja… Wszystko dobrze” – lekko uniosłaś kąciki ust.
Chciałem powiedzieć „Będzie dobrze”, ale nie miałem pewności, co do tego.
-„Dlaczego mi nie powiedziałaś?” – mocniej chwyciłaś mnie za rękę.
Nie odpowiedziałaś. Lekko przymknęłaś powieki i wzięłaś głęboki wdech. W końcu przeniosłaś na mnie swój wzrok. Twoje oczy skanowały mnie od stóp do głów. Stanęły na moich ustach. Leniwie uniosły się i natarczywie czytałaś z mych oczu. Nie wiedziałem, czy wypadało. Nie dbałem już o to. Po prostu miałem nadzieję, że mnie nie odepchniesz. Przejechałem opuszkami palców po twoim policzku. Zbliżyłem się do Ciebie. Pamiętam, jak Twój spokojny wzrok wędrował po mojej twarzy. Musnąłem Twoją skroń, gładki rumieniec. Odgarnąłem czarne włosy zawieruszone na Twojej buzi. Słyszałem bicie Twego serca. Takie spokojne, lecz dzikie uderzenia. Chciałem złożyć pocałunek na Twoich słodkich, kuszących wargach. Gdy odległość była minimalna Ty odwróciłaś głowę. Serce mi pękło na milion kawałeczków i jeszcze więcej. Odżyło, gdy usłyszałem te magiczne słowa wydobyte z Twych ust.
-„Gdy stąd wyjdę…”
Nadzieja odżyła. Jednak gdzieś w zakątkach mojego umysłu wciąż wiła się Eleanor. Tym pocałunkiem zdradziłbym ją, przynajmniej ja tak myślę… Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
„Spotkajmy się w ‘Sale e Peppe’ za pół godziny”
Musiałem Cię opuścić. Ale myśl, że jeszcze dziś tu wrócę, wolny, do wzięcia sprawiała, że wpadałem w coraz to większą euforię.
-„Kamelio, wrócę za godzinę, obiecuję” – ucałowałem Twój zaróżowiony policzek.
Ostatni raz obejrzałem się, by zapamiętać Twój wyraz twarzy. Wyszedłem ze szpitala. Taksówką, która stała na parkingu dojechałem pod włoską restaurację. Pchnąłem szklane drzwi.
-„Przepraszam, czy składał pan rezerwację?” – zaczepiła mnie niska osóbka przy kontuarze.
-„Nie, ale myślę, że da się coś z tym zrobić” – powiedziałem wyciągając z portfela 2 50-sięcio funtowe banknoty.
-„Proszę za mną!” – cicho klasnął w dłonie, w których znajdowały się pieniądze.
Zaprowadził mnie do stolika wewnątrz sali. W sumie to dobrze, bo jeśli El się zdenerwuje, to nie wszyscy będą oglądali tą akcję.
-„Poproszę butelkę czerwonego wina, rocznik 69” – odezwałem się do kelnerki.
-„Zaraz przyniosę” – na jej twarzy zagościł wymuszony uśmiech.
Moim zdaniem była to rozpuszczona dziewczynka, której rodzice odcięli dopływ do kasy. Myśli, że wszystko się jej należy i mają jej bić pokłony. „Pff…”. Po drugiej lampce alkoholu przybyła Eleanor. Ten jej szeroki uśmiech, który zawsze podziwiałem był niczym w porównaniu do Twojego, najdroższa. Pochyliła się nade mną z zamiarem pocałunku na przywitanie. Odwróciłem jednak głowę w drugą stronę. Nawet nie czekała, aż wstanę i odsunę jej krzesło.
„Dawno cię nie widziałam” – westchnęła.
-„Taa… Wiesz…” – zacząłem niepewnie.
-„O co ci chodziło z tą dziewczyną? Cały Internet huczy od plotek!” – oparła się łokciami o blat stołu.
-„To była Kamelia” – zmarszczyła czoło – „Ja… Chcę Ci coś powiedzieć” – mój wzrok błądził po całej sali.
Bałem się spojrzeć jej w oczy. Bałem się jej reakcji… Wiedziałem jednak, że w imię Twej miłości jestem zdolny do wszystkiego.
-„Posłuchaj El… Dłużej tak nie mogę” – nerwowo bawiłem się palcami – „To się nie uda” – zamarłem na moment.
Te jej oczy. Przepełniał je smutek. Na pewno domyślała się do czego prowadzi ta rozmowa. Tylko dlaczego pozwalała dręczyć mi się tym monologiem?
-„Nie czuję do ciebie tego, co na początku” – wypaliłem – „Zmieniłaś się, ja także… To po prostu nie ma już sensu.”
Siedziała nieruchomo. Ani drgnęła. Nie byłem pewny, czy dotarły do niej moje słowa. „Może powtórzyć jej jeszcze raz?” zastanawiałem się. Błądziła wzrokiem po nakryciu stołu. Widziałem jak trzęsie się jej broda. Nienawidziłem siebie za to, że właśnie skrzywdziłem kobietę, na której kiedyś tak bardzo mi zależało. Nie miałem jednak wyjścia, chciałem być na zawsze już z Tobą…
-„Ach tak…” – wydukała.
Gwałtownie wstała i chwyciła kieliszek napełniony czerwonym napojem. Jednym ruchem wylała zawartość szkła na mnie i z uniesioną głową wyszła z restauracji. Wypuściłem powietrze i patrzyłem jak spływa ze mnie wino. Od razu przybiegła ta kelnerka.
-„Zaraz przyniosę ręcznik” – mruknęła.
-„Proszę tylko o rachunek” – powiedziałem i zacząłem wycierać piekące oczy serwetką.
Tak jak obiecałem zjawiłem się u Ciebie. Nie rozmawialiśmy, bo zdążyłaś zapaść w głęboki sen. Miałem tylko nadzieję, że to żaden koszmar.



~*~

Najpierw powiem Wam, że jest mi przykro, bo ostatni rozdział był dłuższy, a zostało pod nim 5 komentarzy, z czego jeden mój :( Nie ugnę się dopóki pod tym postem nie będzie 10 komentarzy! :D Jest on długi, więc poznajcie moją dobroć haha :D NIE CHCĘ, ŻEBYŚCIE POMYŚLELI, ŻE NIE LUBIĘ EL, BO JĄ UWIELBIAM. POPROSTU W TYM OPOWIADANIU BĘDZIE TROSZECZKĘ INACZEJ :) A teraz sorry, ale idę zapisywać adresy na kartki świąteczne. To szaleństwo wymyśliła moja bestfriend z ławki :') Jeśli chcecie ode mnie kartkę to piszcie na tt: @natt_lipsbloow x
Buziakiii!
Natt.

sobota, 3 listopada 2012

Day 6.


Na wstępie mam prośbę. Jeśli chcecie dać mi jakieś rady lub zaproponować jakąś scenę, to zostawiajcie w komentarzu swój twitter'owy nick :)

~*~

Wszystko zaczynało się tak samo, jak w ciągu poprzednich dni. Czas mijał powoli. Miałem ochotę krzyczeć z tej bezsilności. Nic nie było w stanie sprowadzić Cię do mnie. Żadne modlitwy, błagania i łzy nie skłoniły Boga, żeby przywrócił mi Ciebie. Postanowiłem zasięgnąć po ostateczne środki… Na laptopie wyciąłem Cię ze zdjęcia z Danielle. Wgrałem Twoją promienną twarzyczkę na Twitter’a. Nie zastanawiałem się ani chwili. Nawet myśli o Eleanor nie mogły mnie powstrzymać.
„Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…” napisałem.
Cały dzień przesiedziałem z laptopem na kolanach. Już po chwili były tysiące odpowiedzi. Co one mi jednak dały? Zwykle prosili o follow albo autograf. Nie myślałem o tym. Zależało mi tylko na tym, by znów Cię ujrzeć, choć na chwilę. Przeglądałem wszystkie informacje. Jedna szczególnie przykuła moją uwagę.
„Czy to ona?” – napisała pewna dziewczyna.
Otworzyłem zdjęcie, które było zamieszczone w tweet’cie. Wśród białej pościeli i ponurych ścian znajdowała się osóbka. Karnacja jaką miałaś jeszcze kilka dni temu zmieniła się, pobladłaś. Oczy miałaś zamknięte. Wyglądałaś na taką spokojną… Dłoń trzymałaś przy twarzy. Ujrzałem na niej… Kroplówkę? „O nie! Co Ci się stało?!” panikowałem. Najchętniej objąłbym Twoje drobne ciało i ochronił przed całym światem. Napisałem w wiadomościach prywatnych do dziewczyny, która wysłała mi ta fotografię.
-„Czy ona jest w szpitalu?!”
-„Tak… St. Thomas Hospital”
-„Dziękuję!”
Od razu do niego popędziłem. Nie mogłem uwierzyć, że znajdujesz się w szpitalu. To nie możliwe… Miałem najczarniejsze myśli! Na razie mogłem tylko przypuszczać, co mogło Ci się stać. Pędziłem jak oszalały. Przejechałem 2 razy na czerwonym świetle, by być przy Tobie. Wpadłem przez szklane drzwi i popędziłem do recepcji.
-„Kamelia. Kamelia Lowrance.” – powtórzyłem.
-„Pan z rodziny?” – zapytała sucho.
-„Przyjaciel.”
-„Oddział leukemii, 3 piętro, pokój 412 – odpowiedziała nadal szorstko i nieprzyjemnie.”
Zaraz, zaraz! Leukemia?! To przecież białaczka… Nie, to nie mogła być prawda… Przeskakiwałem po 3 stopnie naraz. To nie mogło się tak skończyć, musiałem to wyjaśnić. Przecież nie mogłaś umrzeć… Szybko odnalazłem pokój.
-„Co pan tu robi?!” – spytała pielęgniarka.
-„Przyszedłem w odwiedziny” – odparłem.
-„Proszę za mną…”
-„Chyba pani żartuje, nigdzie się nie ruszam!”
-„Zawołam ochronę, jeżeli nie nałoży pan fartucha i ochraniaczy na obuwie!”
-„No chyba, że tak…”
Robiłem szybko w wielkim pośpiechu. 3 razy rozdarłem ochraniacze. Zniecierpliwiona pielęgniarka przysłała praktykantkę.
-„Przyszedł pan…”
-„Przepraszam, czy my się znamy?” – podniosłem brew.
-„To ja wysłałam panu zdjęcie.”
I wszystko było jasne! Wziąłem ją w objęcia. Byłem jej niesamowicie wdzięczny. Zaśmiała się i powiedziała:
-„Niech pan już do niej idzie!” – uśmiechnęła się.
-„Mów mi Louis!” – krzyknąłem biegnąc do Ciebie.
Zatrzymałem się w progu. Byłaś odwrócona do okna. Po cichu wszedłem do sali. Ponownie wyczułem esencję hibiskusa. Zająłem wolne krzesło znajdujące się najbliżej łóżka. Położyłem rękę na Twoim ramieniu. Nie odwróciłaś się, nie drgnęłaś. Po prostu się nie ruszałaś. Nachyliłem się nad Tobą. Twoje cudowne oczy przysłaniały powieki. Spałaś… Wyglądałaś jak anioł. Niesforne kosmyki opadały na zmęczoną twarzyczkę. Położyłaś się na plecach nadal słodko śniąc. Ręka wystawała Ci poza łóżko. Objąłem ją i uniosłem do ust, by po chwili pocałować twą miękką dłoń. Oddychałaś spokojnie, powoli. Twoja klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Gdyby nie ten ruch można by powiedzieć, że nie żyjesz. A tego bym nie przeżył… Z odrętwieniem spojrzałem na igłę przekłuwającą nieskazitelną skórę na nadgarstku.


~*~

Tak jak obiecałam, notka dłuższa. Mam nadzieję, że się cieszycie :) A teraz wracam do czytania "Kamienie na szaniec" po raz drugi!!! :D
Buziakiii!
Natt.

niedziela, 21 października 2012

Day 5.

Och Kamelio! Kolejny dzień bez Ciebie. Zostały tylko wspomnienia. Tylko nimi mogłem się pocieszyć w chwili słabości i nie opuszczającego mnie smutku. Twój głos już nie wywoływał u mnie szybszego bicia serca, tylko przypominał nieustanną tęsknotę. Przysuwał mi na myśl, jak bardzo moje serce cierpi bez Ciebie… Nic nie szło po mojej myśli. Postanowiłem znów pojawić się pod Twoim domem. Gdy wyobrażałem sobie, że już jestem, to ty akurat będziesz w ogrodzie pielęgnowała kwiaty swoim magicznym dotykiem. Ta myśl utrzymywała we mnie iskierkę nadziei, która nie odeszła, jak milion innych. Kolejny raz dobijałem się do Twych drzwi. Odpowiedział mi tylko krzyk sąsiadki z groźbą wezwania policji. Było mi wszystko jedno, droga Kamelio. I tak każdy dzień bez Ciebie był udręką. Co by zmieniła cela więzienna, czy własny pokój wypełniony melancholią?


~*~

Dodałam piosenkę dla nastroju czytania. Podoba się? ;> Ostatnio mam małe zamieszanie w moim życiu prywatnym i szkolnym. Różne zajęcie dodatkowe, szkoła językowa, korepetycje z fizyki -,- Do tego lekcje i nauka... 2 gimnazjum mnie przerasta. Mam nadzieję, że chociaż Dzień 5. Wam się spodoba.
Buziakiii!
Natt.

poniedziałek, 8 października 2012

Day 4.


10000 połączeń ode mnie nie zdołały zmusić Cię do odebrania telefonu. Myślałem, że wszystko jest na dobrej drodze, ale los musiał to zepsuć. Wszystko sprzysięgło się przeciw mnie, byłem o tym przekonany. Jednak jeszcze wtedy nie wiedziałem, jaką cudowną niespodziankę szykuje dla mnie życie. Ale i tak nic tak nie zabija od środka, jak zawód miłosny. Danielle, która odwiedziła Liam’a próbowała mi pomóc. Także dzwoniła do Ciebie, ale jej także odpowiadała tylko poczta głosowa. Żeby tego było mało przyszła także moja dziewczyna.
-„Powiedzcie, że jestem chory” – poprosiłem chłopaków i uciekłem na górę.


~*~

PRZEPRASZAAAAAAAAAM, że taki krótki, ale nie każdy dzień będzie opisywany na kilka tysięcy słów :P Pod ostatnią notką z trudem uzbierało się 5 komentarzy, ale chociaż były pozytywne, więc wybaczam :) W piątek w całkowitej ulewie i wietrze przebiegłam 10 km! *___________* Jestem z siebie dumna haha :D Nie wiem kiedy następny Dzień, ale postaram się jak najszybciej, co nie łatwe, bo zaczynają się prace klasowe. Poza tym musze udzielać korepetycji z chemii mojej koleżance. Mam nadzieję, że rozumiecie. A tak w ogóle muszę się poskarżyć, bo jakieś 2 laski SKOPIOWAŁY MOJEGO I PAULII BLOGA http://truestorybynattandpina.blogspot.com/ Nosz kurwa!!! -,- Najchętniej bym je rozniosła! Nawet to, że spotkali się pod kiblem się zgadza!!! Jeszcze raz przepraszam, że krótki Dzień, następne będą dłuższe, obiecuję! :)
Buziakiii!
Natt.

czwartek, 4 października 2012

Day 3.

Pierwszą myślą z jaką się budziłem od kilku dni jesteś Ty, najdroższa. Znów odpłynąłem w krainę marzeń. Tym marzeniem byłaś Ty… „Najdroższa Kamelio, Twoje oczy są jaśniejsze niż gwiazdy, Twój uśmiech sprawia, że chce się żyć, magiczny dotyk, którym obdarzasz innych przez przypadek leczy lepiej niż jakikolwiek wynalazek.” Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnąłem zobaczyć Cię w tamtej chwili. Chwyciłem telefon w drżące dłonie z nadzieją, iż czeka tam na mnie wiadomość od Ciebie. Skrzynka odbiorcza informowała o 1 wiadomości. Serce zaczęło bić szybciej na myśl, że to od Ciebie. Niestety… To Eleanor.
„Dziś nie mogę się spotkać. Przepraszam! El :) x”
Trochę mi ulżyło. Przeszukiwałem listę kontaktów od początku do końca myśląc, że znajdę tam Twój numer. Dopiero, gdy po raz 10 przeglądałem pod „K” zorientowałem się, że nie wymieniliśmy się telefonami. Wybiegłem z domu, jak szalony. Wsiadłem do najbliższej taksówki podając Twój adres. Droga dłużyła się w nieskończoność. Te 20 minut były wiecznością. Nagrodą za dotarcie do celu był Twój uśmiech, więc było warto znieść ten trud. Wypadłem z samochodu zapominając zapłacić. Nie dbałem o krzyki kierowcy, gdyż byłem już u drzwi. Zadzwoniłem dzwonkiem, cisza. Ponowiłem próbę, nic. Dobijałem się do Twojego pięknego domu, lecz na marne… Nikogo nie było. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Wybrałem numer Danielle.
-„Halo?” – usłyszałem zaspany głos w słuchawce.
-„Nie wiesz, gdzie ona jest?”
-„Kto?” – nie wiedziała, o co mi chodzi.
-„Kamelia!”
-„Powinna być w domu o tej godzinie.”
-„Stoję przed drzwiami, nikogo nie ma!”
-„Czekaj.”
Usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia. Traciłem nadzieję na pomoc z jej strony. Wrcając do zdenerwowanego taksówkarza usłyszałem dźwięk SMS’a.
„********* - zadzwoń do niej i daj mi dalej spać :)”
„Kocham cię, Dan!” dziękowałem w myślach. Od razu wstukałem Twój numer. Wcisnąłem zieloną słuchawkę i ze zniecierpliwieniem wsłuchiwałem się w dochodzący dźwięk. Jeden sygnał, drugi, trzeci. I nareszcie usłyszałem twój dziewczęcy głosik.
„Tu Kamelia Lowrance. Nie mogę odebrać telefonu. Zostaw wiadomość lub zadzwoń później.”
Próbowałem wiele razy, jednak bezskutecznie. Jedynym pocieszeniem był Twój głos po 3 sygnałach.



~*~

Doczekaliście się! Oto Dzień 3. W 8 dni uzbierało się 10 komentarzy. Hahaha :D Nie, no spooko! Ja właśnie piszę sobie na FB z moją przyjaciółką z angielskiego. Teraz już nie chodzimy do jednej grupy, więc nadrabiamy stracony czas :D W ogóle gimbusy z mojej szkoł założyły TWITTER'A! #OMG Kompletna załamka. Coraz więcej debili w naszym gronie... Dziś w szatni na wf śpiewałyśmy i tańczyłyśmy do ALAYLM ♥ Hahahaha :D Jutro zrobię filmik i będziecie mieli się z czego śmiać xd. Cały dzień słucham "Zawsze ty"-Damiana Skoczyka. Po prostu cudowna piosenka na doła, bo to już 2 tydzień odkąd ani słowem nie odzywamy się do siebie z Paulą. :'(  No trudno... Własnie sobie pada, a ja pomyślałam o @White_Libra , która męczy mnie o notkę :D Tak więc koniec moich wywodów xd.
Buziakiii!
Natt.

poniedziałek, 24 września 2012

Day 2.

Nie spałem całą noc. Eleanor nie zdołała powstrzymać natłoku obrazów z wczorajszego wieczoru. Zapomniałem nawet się z nią przywitać, bo cały czas byłem zafascynowany Tobą. Nadal jestem… Moje myśli kręciły się wokół Ciebie. Twój uśmiech nawiedzał mnie przez cały ten czas. W sercu czułem pustkę i nienawiść do siebie. Spowodowana była moim zachowaniem. Miałem szanse na prawienie ci komplementów, ale Twoje oczy, usta i cała reszta odebrały mi mowę. Przez to, że tamtego wieczoru pojawiłaś się w moim życiu nie mogłem normalnie funkcjonować. Znałem tylko Twoje imię, a już wszystkie codzienne czynności kojarzyły mi się z Tobą, najdroższa. W ciągu tych kilku chwil zawróciłaś mi w głowie. Chciałbym znów trzymać Cię w swoich ramionach i czuć pomieszany zapach róż, hibiskusa i miodu. Chciałbym znów usłyszeć Twój delikatny, dziewczęcy głosik. Chciałbym znów móc spojrzeć w twoje niebieskie, jak głębia oceanu oczy. Nie wiedziałem już, co mam myśleć. Ale wiedziałem na pewno, że muszę Cię odnaleźć! Ruszyłem się z łóżka. Z zapałem poszedłem do łazienki i wykonałem wszystkie poranne czynności. Pod prysznicem obmyślałem plan poszukiwań. Chciałem jak najszybciej cię odnaleźć. Założyłem świeże bokserki, koszulkę w biało-granatowe paski i kremowe spodnie. Sięgnąłem po byle jakie buty i zszedłem do kuchni. Nasza kucharka już zdążyła przyszykować śniadanie. Ekipa sprzątająca także pozostawiła po sobie znak. W formie czystości, oczywiście. Szybko spałaszowałem swoją porcję.
-„A nasz imprezowicz gdzie się wybiera?” – zapytała Ellen, nasza kucharka, kładąca świeżą porcję muffinów na stół.
-„Na poszukiwania” – odpowiedziałem pogodnie.
-„Lou… Marchewki są w lodówce. Nikt ich nie ukradł” – zaśmiał się Niall.
-„Czy to chodzi o tą dziewczynę?” – dołączył się Harry.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową. Wiedziałem, że dostałem rumieńców. Zaczęło się to od wczoraj, gdy pierwszy raz Cię ujrzałem, kochana Kamelio.
-„O nic już nie pytajcie” – zwrócił się lokaty do chłopaków.
-„Nie mówcie El… - poprosiłem.
Na jego twarzy widniał znaczący uśmiech. Odpuścili. Wybiegłem z domu i udałem się w stronę domu Danielle. „O nie!” jęknąłem w duchu, gdy napotkałem grupkę fanek. Nie miałem przy sobie nawet kaptura, żeby się zakryć przed innymi. Okulary i czapka także pozostały w domu. Zacząłem biec przed siebie. Słyszałem ich wołanie, piski i tupot. Biegły za mną całym tłumem. Dotarłem na obrzeża miasta. Małe, urocze domki z kawałkiem ogródka. Zawsze o tym marzyłem, lecz odkąd jestem gwiazdą muszę żyć na „poziomie”, jak to mawia Paul.
-„Lou…” – usłyszałem Twój niebiański głos.
W biegu odwróciłem się za siebie. Widziałem tylko te dziewczyny zmęczone gonitwą za mną. „Ale trzeba mieć determinacji, żeby tak za kimś biec” pomyślałem. Ale stawiając Ciebie na moim miejscu oraz mnie na ich, to zachowałbym się tak samo. Oddałbym wszystko za Twoją miłość. Wbiegłem za zakręt, poczułem szarpnięcie. Znalazłem się za murem. Ktoś osłonił mnie sobą. Poczułem ten znajomy zapach… Gdy fanki przebiegły krzycząc „Gdzie on się podział?!” wreszcie mogłem ponownie ujrzeć Twoją przepiękną twarz.
-„Miło cię znów widzieć, Louis” – powiedziałaś z tą samą słodkością, co wczoraj.
Znów odebrało mi mowę. Topiłem się w Twoich błękitnych oczach. Gdy zapytałaś, czy wstąpię na herbatę i ciasteczka ledwie wymamrotałem ciche „Tak”. Widzisz, droga Kamelio, jak na mnie działasz? Przeszliśmy przez czarną furtkę z kręconych, metalowych prętów, zakończoną złotymi zdobieniami. Przeszliśmy wąskim chodnikiem z kolorowych kamyczków. Wokół rozciągał się mały ogródek. Po prawej rozciągała się działka zagospodarowana pod uprawę warzyw. Z lewej strony rosły przepiękne krzewy i kwiaty. Jaśminy, róże, hortensje i wiele innych rodzajów. Spojrzałem na mały domek. Ściany w kolorze jasnego różu, można powiedzieć, że wrzosowy. 4 małe okna wychodzące na przód posesji. Jasne, drewniane drzwi otworzyły się pod wpływem Twojego pchnięcia. Od progu zapachniało pomarańczą i ekstraktem z eukaliptusa. Cały dom urządzony w nieznanym mi stylu. Długie, wąskie, kremowe sofy w salonie, kolorowe dywany. Na czerwono-pomarańczowo-zielonych ścianach rodzinne fotografie. Plazmowy telewizor na środku pokoju. Niski stolik, a wokół niego poduszki okazały się jadalnią. Pachnąca kuchnia z parapetem pełnym różnych ziół oraz wielkie schody prowadzące ku wyższemu piętru. W każdym pomieszczeniu oko cieszyło zatrzęsienie pięknych roślin, dotąd mi nie poznanych. Doskonale pamiętam Twój uroczy uśmiech na widok malującego się na mojej twarzy podziwu.
-„Nigdy nie widziałem takiego domu” – odezwałem się podczas, gdy Ty poszłaś do kuchni.
-„Uznam to za komplement” – usłyszałem Twój melodyjny śmiech, który do tej pory mogłem podziwiać tylko kilka razy.
Ruszyłem za Tobą. Z czajnika ustawionego na gazie uchodziła para. Spojrzałem na szafkę, z której wydobywał się cudowny aromat. Stało w niej milion przezroczystych pojemników. W każdym z nich były różne zioła. Przyglądałem się, jak Twoje drobne ciało z gracją przemieszcza się po kuchni. Do 2 filiżanek nasypałaś zioła ze słoiczka oznaczonego „Pigwa, cytryna, goździki”.
-„Mieszkasz sama?” – spytałem.
-„Nie, mama wyszła na zakupy, a tata jest w klinice.”
-„Jesteś taka nietypowa…” – odważyłem się poruszyć ten temat.
-„Co masz na myśli?” – w Twoich oczach widziałem rozbawienie, które trochę mnie speszyło.
-„Nie jesteś Angielką, prawda?”
-„A więc o to chodzi…” – obdarzyłaś mnie promiennym uśmiechem – „Mój tata jest Anglikiem, a mama Egipcjanką. Stąd ten wystrój” – wskazałaś na marmurowe posągi jakichś bożków w hallu – „Poznali się, gdy tata pojechał na praktyki do Kairu” – wyjaśniłaś.
-„Więc już wiem, skąd taka uroda” – uśmiechnąłem się najładniej, jak umiałem.
Po chwili rozmowy z Tobą, już nie czułem się zawstydzony lub onieśmielony. Byłem szczęśliwy, że mogłem cieszyć się Twoją bliskością. Opowiadałaś mi o zwyczajach panujących w Egipcie. Nadal pamiętam, że w Londynie zamieszkałaś w wieku 6 lat. Rodzice pozwolili Ci także na tutejszy ubiór. Ciągle przypominam sobie, jak przebrałaś się w strój do tańca beledi.
-„Spędziłam z tobą bardzo miłe popołudnie, Louis” – stwierdziłaś, gdy z niechęcią kierowałem się w stronę wyjścia.
-„Nawzajem, Kamelio.”
Nie chciałem wychodzić, sądzę, że o tym wiedziałaś. Obowiązki gwiazdy jednak wzywały. Pragnąłem tylko znów poczuć Cię blisko siebie. Niestety dane mi było zobaczyć Twój cudowny uśmiech nie znikający Ci z twarzy. Za drzwiami wziąłem głęboki oddech. Musiałem wrócić do rzeczywistości, opuścić krainę szczęścia, gdzie Ty grałaś główną rolę.


~*~

No i "Dzień 2." mamy już wstawiony :) Sorry, że tak długo nie dodawałam, ale no wiecie-szkoła -,-' Na dodatek zostałam przewodniczącą mojej leniwej klasy i muszę wykonywać wszystkie rzeczy plastyczne SAMA! :/  Poza tym codziennie mam kółka i tak wychodzi, że wracam późno. No i jeszcze muszę znaleźć czas dla przyjaciół. Jutro idę na basen z koleżanką, a w piątek z kujonem z mojej klasy! ahahahahhaha . :D wiecie jak to jest xd. Tak więc widzicie ^^ "Dzień 3" dodam za 10 komentarzy. Mam nadzieję, że uzbierają się dość szybko xd.
Buziakiii!
Natt. xX.

sobota, 8 września 2012

Day 1.


Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Od 16:00 biegałem z chłopakami po sklepach. Wieczorem urządzaliśmy imprezę, a wszystko było jeszcze w rozsypce. Chipsy, dip’y i inne przekąski, napoje, alkohol… Wszystko pakowaliśmy do wózków jak szaleni. Potem muzyka. Braliśmy z półek wszystkie płyty, jakie wpadały nam w ręce. Nastrój… Serpentyny, petardy, świeczki, lampki. Najgorsza cześć to wybór stroju. Chwytaliśmy byle jakie wieszaki i braliśmy do przymierzalni. Wreszcie zmęczeni długo godzinnym biegiem po sklepach padliśmy na sofy w nowym domu. Odpoczynek nie trwał długo, bo musieliśmy wszystko przygotowywać. Miski, szklanki, kieliszki, kombinerki, taśma klejąca. Biegaliśmy po domu jak oparzeni by zdążyć. Usłyszeliśmy pierwszy dzwonek. Otworzył Niall, a do domu wsypał się tłum ludzi. Wieże stereo poszły w ruch. Pędem pobiegłem się przebrać. Koszulka w paski , czerwone spodnie, Tomsy. Ostatnie spojrzenie w lustro. „Jak zwykle gorący” pomyślałem wtedy. Teraz chce mi się z tego śmiać. Jednak nie mam jak po Twoim odejściu. Ale wróćmy do wieczora sprzed 2 miesięcy. Pierwszy drink, potem kolejny. Hazza porwał mnie w obroty. Wygłupom nie było końca. Usłyszeliśmy kolejny dzwonek. Ludzie wysypywali się już do ogrodu, jednak wciąż przybywali nowi. Drzwi się otworzyły. Właśnie wtedy pojawiłaś się Ty… Najpierw weszła Danielle, do której od razu podbiegł podchmielony Li. A za nią stała przepiękna dziewczyna. Gęste, czarne, jak smoła proste włosy opadały kaskadą na smukłe ramiona. Błękitne, jak ocean oczy osłonięte wachlarzem długich, czarnych rzęs. Cudowne usta przykryte szkarłatnie czerwoną szminką. Przepiękna sukienka opinająca się na Twoich niewielkich wypukłościach. Szczupła talia, ręce i długie, do nieba nogi. Ciemna opalenizna. Tak to byłaś Ty… Odebrało mi mowę. Dan z Liam’em przyprowadzili cię do mnie. „Wygląda, jak Egipcjanka” spostrzegłem z bliska.
-„Cześć! Jestem Kamelia.” – powiedziałaś.
Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Onieśmielałaś mnie, jak nikt inny. Zaśmiałaś się słodko z mojej niemocy. Gdy zobaczyłem Twoje zagubione oczy dopiero dostrzegłem, jaka jesteś krucha. Ta delikatność, gdy odgarniałaś niesforne kosmyki z twarzy… Miałem ochotę cię pocałować.
-„Zatańczymy?” – tylko to zdołałem wydusić, choć miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo moje serce przyśpieszyło na Twój widok.
Z głośników ulatniały się akurat dźwięki It’s Alive - „Selfless”. Objąłem cię delikatnie w smukłej, jak u osy talii. Robiłem to z takim wyczuciem, żeby tylko nie uszkodzić Twojej drobnej osóbki. Owionął mnie zapach słodkiego zapachu olejku z róży. Przysunąłem Cię bliżej siebie. Chciałem poczuć cię całym sobą, jednak tej nocy nie było mi to dane. „Co ty robisz?!” próbowałem się opanować, jednak bez skutku. Fakt, że miałem dziewczynę nie zmieniał niczego. Zanurzyłem twarz w Twoich włosach. „Hibiskus i miód?” zastanawiałem się. Czułem na swoich ramionach Twoje drobne dłonie. Doskonale pamiętam Twoje oczy, w których widziałem tańczące iskierki. Sam najchętniej zacząłbym wykonywać mój „taniec szczęścia”, ale odstraszyłbym Cię od siebie. Tak więc zrezygnowałem z tego. Lekko kołysaliśmy się w rytm powolnej piosenki. Czułem Twój ciepły oddech przedzierający się przez materiał na swojej piersi. Dostawałem dreszczy. Ta bliskość działała na mnie jak narkotyk. Z każdą chwilą chciałem więcej Ciebie. „Myśl o Eleanor!” karciłem się za moje głupie myśli.
-„Stary, pomóż mi! Zayn wymiotuje!” – krzyknął Harry z tarasu.
„Jakby nie mógł znaleźć kogoś innego do pomocy” wrzałem ze wściekłości, że przerwano nam ten cudowny moment. Puściłem Cię z mych objęć. Nawet nie wiesz, jak żałowałem.
-„Co to była za dziewczyna?” – spytał przyjaciel.
-„Nie dane mi było tego odkryć, gdyż mnie zawołałeś, debilu!” – odgryzłem się.
-„Na twoim miejscu, ja bym przytulił i nie puszczał” – uśmiechnął się tajemniczo podpierając Zayn’a.
-„Styles, jeśli ją dotkniesz, to urwę ci ręce!” – zagroziłem.
-„Uspokój się… Idź do niej. Zawołam kogoś innego” – poklepał mnie po plecach.
Poczułem ulgę. Ponownie wbiegłem do środka. Szukałem Cię wzrokiem, krzyczałem Twoje imię, lecz nic. Wyszłaś... Danielle także nie wiedziała, gdzie jesteś.
-„Jutro do niej zadzwonię” – obiecała wracając do zabawy.
To było dołujące. Cała noc bez Twojego uśmiechu zdawała mi się być męczarnią, torturą. „ELEANOR!” powtarzałem sobie, gdy pojawiałaś się w mojej wyobraźni. Wychodziło na to, że stało się to moją mantrą, bo obraz Twych oczu chodził za mną jak cień. Udałem się do swojej sypialni i mimo hałasu docierającego z dołu położyłem się. Nie mogłem jednak zasnąć. Cały czas miałem przed oczami Ciebie, Kamelio.


~*~

I jak podoba Wam się "Dzień 1."? Mnie osobiście zachwyca :D Czytam to, co napisałam próbując poprawić sobie nastrój. Dziś wyjechały Niemki z wymiany, które odwiedziły moje miasto.  2 z nich mieszkały u mojej przyjaciółki., której pomagałam. Przez 5 dni spędzałyśmy razem czas i dzięki temu nie chodziła do szkoły ;ooo Niestety dziś muszę to odrobić :/ Uczyłyśmy się swoich języków. Przy okazji przekleństw :D Jak się z nimi żegnałam to ryczałam jak głupia! Wczoraj wieczorem byłyśmy w Bydgoszczy na zakupach. Wszyscy gapili się, bo gadałyśmy, a raczej krzyczałyśmy po angielsku :D Gdy eracałyśmy to nauczyłam je piosenki Enej-"Radio Hello" i śpiewałyśmy ją w 4, albo w 5, bo jeszcze tata Marty. Od lewej: ja, Jessy, Maggy, Theresa, Marta, Stefanie, Vanessa i na dole Zosia :D


Oraz takie tam my w Toruniu. Od lewej: ja, Jessy, Marta, Stefanie, Theresa ♥


Jak Wam się podobamy? :D A tak poza tym, to oglądaliście VMA? Ja osobiście nie, bo wolałam spędzić czas z nimi. O.K. To ja nie zanudzam. Miłego czytania! :) x
Buziakiii!
Natt. 

piątek, 31 sierpnia 2012

Prologue


Kochana Kamelio! Postanowiłem pisać pamiętnik… Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego Bóg postawił Cię na mojej drodze, a później tak bestialsko odebrał?! Dziękuję mu jednak za to, że poznałem miłość mego życia, Ciebie. Mimo, że już nie ma Cię przy mnie, to wiedz, iż zawsze będziesz w moim sercu. Z każdym dniem jesteśmy bliżej siebie i wiem na pewno, że jeszcze się spotkamy. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza, jak czekać na koniec mego życia, które straciło sens. Po Twoim odejściu nie radzę sobie z tym wszystkim. Dlatego będę tu wspominał te cudowne dni spędzone z Tobą. Dokładnie było ich 69.



~*~

Nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem prologu, a to miała być niespodzianka :( No taka już jestem... :D http://truestorybynattandpina.blogspot.com/ oraz http://story-about-me-and-1d.blogspot.com/ będą prowadzone systematycznie, więc bez obaw. Ciekawi mnie wasza opinia na temat tego bloga, więc możecie pozostawia ją w komentarzu :) x.
Buziakiii!
Natt.