poniedziałek, 25 lutego 2013

Day 12.


Obudziłem się. Nie wiem nawet, która to mogła być godzina. Na swojej dłoni czułem delikatny powiew powietrza. Z trudem uniosłem zaspane powieki. Źrenice rozszerzyły się od razu, gdy obok siebie ujrzałem śpiącą osóbkę. Nie była ona nikim innym, jak Tobą… Uśmiechnąłem się na te uroczy widok. Przechyliłem głowę. Przede mną ukazała się burza gęstych loków. „Harry…” pomyślałem. Usłyszałem ciche chrapanie. Dochodziło z kąta. Na krześle leżał rozwalony Niall. Próbowałem być cicho, gdy zobaczyłem, że strużka śliny płynie mu po brodzie. „Ah ten Horan…” śmiałem się w myślach. Bardziej wyostrzyłem wzrok. Na łóżku obok kimał Zayn. Mimo snu, fryzurę nadal miał nienaruszoną. „Jak on to robi?!” główkowałem, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Brakowało jeszcze kogoś… Ah tak! „Nasz Daddy!” przypomniałem sobie. Rozglądałem się, ale nigdzie go nie było. Po chwili zawitał w sali z plastykowym kubkiem. Uśmiechnąłem się lekko, gdy na mnie spojrzał.
-„Obudził się!!!” – krzyknął, czym wszystkich obudził.
Byłem na niego zły, że przerwał Ci sen. Uważnie Cię wtedy zlustrowałem. Miałaś na sobie… piżamę! Rękę, którą mnie trzymałaś miałaś przekłutą kroplówką. „Więc umieścili nas w jednym szpitalu” ucieszyłem się wiedząc, że nie muszę tracić czasu na poszukiwania. Tego dnia milion razy odwiedzili mnie lekarze. Badania ciągnęły się w nieskończoność… Byłem już tym znudzony, bo wolałem ten czas spędzić z Tobą, Kamelio. Wierzyłem jednak, że będziemy to mogli nadrabiać do końca życia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będę z Tobą na tak krótko. Widziałem jak zmieniasz pozycję. Nadal czułem ciepło drobnej dłoni na swojej skórze spragnionej Twojego dotyku. Światło padające w Twoje oczy rozpraszało się tworząc piękny pryzmat. Szkoda, że Tylka ja mogłem to zauważyć. Mocniej ścisnąłem Twoją rękę. Siły opuściły moje ramiona i nogi. A miałem wielka ochotę przytulić Cię i trzymać blisko siebie. Jak najdłużej się da. Chłopcy wyszli dając nam chwilę samotności. Cisza wypełniała całe pomieszczenie. Ale nie było to niezręczne. Z jak największą pewnością mogłem powiedzieć, że to milczenie jeszcze bardziej scalało nas ze sobą. I wtedy tak bardzo zapragnąłem powiedzieć Ci, jak mi na Tobie zależy. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku będąc nieruchomi. Jak rzeźba dwojga młodych kochanków. Zatrzymałem swoje przemyślenia dla siebie widząc Twoje speszone spojrzenie omiatające każdy zakamarek pokoju, ale omijające mnie. Poczułem bolesne ukłucie w sercu, jak uwolniłaś się z mojego uścisku.
-„Jak się czujesz, Louis?” – odezwałaś się po chwili.
-„Przy Tobie jak zwykle wspaniale” – odpowiedziałem modląc się, żebyś źle tego nie odebrała.
Ujrzałem Twój uśmiech i odetchnąłem z ulgą. Poczułem Twoją dłoń na swoim policzku, a potem nieprzyjemny chłód, gdy ją odsunęłaś.
-„Do zobaczenia..” – usłyszałem.
Widziałem zamykające się drzwi. Zostałem sam.

~*~

Miał być krótszy, ale dopisałam jeszcze fragment c: Mam nadzieję, że Wam się spodoba? Zapraszam do komentowania, serio xd.
Buziakiii!
Natt.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Day 11.


Znów to białe światło. Nie mogłem się poruszyć. Nawet nad palcami nie miałem kontroli. Ciągle to światło! Miałem już dość. Nagle błysk zaczął blednąć, powoli zanikać. Usłyszałem przyjazne głosy. Mówiły do mnie niezrozumiałe słowa. Wydałem cichy jęk. Przynajmniej tak mi się wydawało… „Błagam, zabierzcie to!” myślałem. Znowu się pojawiło! To światło! Nie miałem już sił, to było zbyt wyczerpujące. Podążałem drogą do bramy. Trzymałem za rękę Ciebie, Kamelio… Myślałem, że to nasz koniec i razem idziemy do niebios. Nie mogłem się z tym jednak pogodzić, przecież ty miałaś żyć! Dotarliśmy do złotych krat. Na zakończeniach znajdowały się głowy i skrzydła aniołów. Były na wzór tego, który stał przy furtce.
-„Czy ja umarłem?” – wydusiłem z siebie.
-„Nie…” – odpowiedział łagodnie –„To jeszcze nie wasz czas…”
Białe światło zniknęło całkowicie. Wszystko mnie bolało. To nieprzyjemne uczucie pustki nie będąc przy Tobie. Odzyskałem czucie w palcach, przynajmniej tak myślałem. Podniosłe głosy docierały do moich uszu. Poplątana komedia radosnych krzyków przerodzona z dramatu jaki się rozegrał. W końcu coś zrozumiałem.
-„Czy on się już obudził?” – usłyszałem.
Od razu poczułem, jak serce przyspiesza, próbuje wyrwać się z mojej piersi. To był Twój głos, ukochana. Pamiętam to, jakby to było dziś. Cudowne mrowienie w palcach, gdy objęłaś je swoją drobną rączką. Stado przysłowiowych motyli dających mi znać o Twojej obecności. Na razie mogłem spoglądać przez pryzmat na scenę rozgrywającą się przy mnie. Nie mogłem jednak unieść ciężkich powiek… „Tylko dlaczego?!” zastanawiałem się.

~*~

Oto i nowy dzień... Niezbyt długi, ale zawsze coś c: Informacja dla Was! Nowy blog, mam nadzieję, że się spodoba c:
Buziakiii!
Natt.