poniedziałek, 24 września 2012

Day 2.

Nie spałem całą noc. Eleanor nie zdołała powstrzymać natłoku obrazów z wczorajszego wieczoru. Zapomniałem nawet się z nią przywitać, bo cały czas byłem zafascynowany Tobą. Nadal jestem… Moje myśli kręciły się wokół Ciebie. Twój uśmiech nawiedzał mnie przez cały ten czas. W sercu czułem pustkę i nienawiść do siebie. Spowodowana była moim zachowaniem. Miałem szanse na prawienie ci komplementów, ale Twoje oczy, usta i cała reszta odebrały mi mowę. Przez to, że tamtego wieczoru pojawiłaś się w moim życiu nie mogłem normalnie funkcjonować. Znałem tylko Twoje imię, a już wszystkie codzienne czynności kojarzyły mi się z Tobą, najdroższa. W ciągu tych kilku chwil zawróciłaś mi w głowie. Chciałbym znów trzymać Cię w swoich ramionach i czuć pomieszany zapach róż, hibiskusa i miodu. Chciałbym znów usłyszeć Twój delikatny, dziewczęcy głosik. Chciałbym znów móc spojrzeć w twoje niebieskie, jak głębia oceanu oczy. Nie wiedziałem już, co mam myśleć. Ale wiedziałem na pewno, że muszę Cię odnaleźć! Ruszyłem się z łóżka. Z zapałem poszedłem do łazienki i wykonałem wszystkie poranne czynności. Pod prysznicem obmyślałem plan poszukiwań. Chciałem jak najszybciej cię odnaleźć. Założyłem świeże bokserki, koszulkę w biało-granatowe paski i kremowe spodnie. Sięgnąłem po byle jakie buty i zszedłem do kuchni. Nasza kucharka już zdążyła przyszykować śniadanie. Ekipa sprzątająca także pozostawiła po sobie znak. W formie czystości, oczywiście. Szybko spałaszowałem swoją porcję.
-„A nasz imprezowicz gdzie się wybiera?” – zapytała Ellen, nasza kucharka, kładąca świeżą porcję muffinów na stół.
-„Na poszukiwania” – odpowiedziałem pogodnie.
-„Lou… Marchewki są w lodówce. Nikt ich nie ukradł” – zaśmiał się Niall.
-„Czy to chodzi o tą dziewczynę?” – dołączył się Harry.
W odpowiedzi skinąłem tylko głową. Wiedziałem, że dostałem rumieńców. Zaczęło się to od wczoraj, gdy pierwszy raz Cię ujrzałem, kochana Kamelio.
-„O nic już nie pytajcie” – zwrócił się lokaty do chłopaków.
-„Nie mówcie El… - poprosiłem.
Na jego twarzy widniał znaczący uśmiech. Odpuścili. Wybiegłem z domu i udałem się w stronę domu Danielle. „O nie!” jęknąłem w duchu, gdy napotkałem grupkę fanek. Nie miałem przy sobie nawet kaptura, żeby się zakryć przed innymi. Okulary i czapka także pozostały w domu. Zacząłem biec przed siebie. Słyszałem ich wołanie, piski i tupot. Biegły za mną całym tłumem. Dotarłem na obrzeża miasta. Małe, urocze domki z kawałkiem ogródka. Zawsze o tym marzyłem, lecz odkąd jestem gwiazdą muszę żyć na „poziomie”, jak to mawia Paul.
-„Lou…” – usłyszałem Twój niebiański głos.
W biegu odwróciłem się za siebie. Widziałem tylko te dziewczyny zmęczone gonitwą za mną. „Ale trzeba mieć determinacji, żeby tak za kimś biec” pomyślałem. Ale stawiając Ciebie na moim miejscu oraz mnie na ich, to zachowałbym się tak samo. Oddałbym wszystko za Twoją miłość. Wbiegłem za zakręt, poczułem szarpnięcie. Znalazłem się za murem. Ktoś osłonił mnie sobą. Poczułem ten znajomy zapach… Gdy fanki przebiegły krzycząc „Gdzie on się podział?!” wreszcie mogłem ponownie ujrzeć Twoją przepiękną twarz.
-„Miło cię znów widzieć, Louis” – powiedziałaś z tą samą słodkością, co wczoraj.
Znów odebrało mi mowę. Topiłem się w Twoich błękitnych oczach. Gdy zapytałaś, czy wstąpię na herbatę i ciasteczka ledwie wymamrotałem ciche „Tak”. Widzisz, droga Kamelio, jak na mnie działasz? Przeszliśmy przez czarną furtkę z kręconych, metalowych prętów, zakończoną złotymi zdobieniami. Przeszliśmy wąskim chodnikiem z kolorowych kamyczków. Wokół rozciągał się mały ogródek. Po prawej rozciągała się działka zagospodarowana pod uprawę warzyw. Z lewej strony rosły przepiękne krzewy i kwiaty. Jaśminy, róże, hortensje i wiele innych rodzajów. Spojrzałem na mały domek. Ściany w kolorze jasnego różu, można powiedzieć, że wrzosowy. 4 małe okna wychodzące na przód posesji. Jasne, drewniane drzwi otworzyły się pod wpływem Twojego pchnięcia. Od progu zapachniało pomarańczą i ekstraktem z eukaliptusa. Cały dom urządzony w nieznanym mi stylu. Długie, wąskie, kremowe sofy w salonie, kolorowe dywany. Na czerwono-pomarańczowo-zielonych ścianach rodzinne fotografie. Plazmowy telewizor na środku pokoju. Niski stolik, a wokół niego poduszki okazały się jadalnią. Pachnąca kuchnia z parapetem pełnym różnych ziół oraz wielkie schody prowadzące ku wyższemu piętru. W każdym pomieszczeniu oko cieszyło zatrzęsienie pięknych roślin, dotąd mi nie poznanych. Doskonale pamiętam Twój uroczy uśmiech na widok malującego się na mojej twarzy podziwu.
-„Nigdy nie widziałem takiego domu” – odezwałem się podczas, gdy Ty poszłaś do kuchni.
-„Uznam to za komplement” – usłyszałem Twój melodyjny śmiech, który do tej pory mogłem podziwiać tylko kilka razy.
Ruszyłem za Tobą. Z czajnika ustawionego na gazie uchodziła para. Spojrzałem na szafkę, z której wydobywał się cudowny aromat. Stało w niej milion przezroczystych pojemników. W każdym z nich były różne zioła. Przyglądałem się, jak Twoje drobne ciało z gracją przemieszcza się po kuchni. Do 2 filiżanek nasypałaś zioła ze słoiczka oznaczonego „Pigwa, cytryna, goździki”.
-„Mieszkasz sama?” – spytałem.
-„Nie, mama wyszła na zakupy, a tata jest w klinice.”
-„Jesteś taka nietypowa…” – odważyłem się poruszyć ten temat.
-„Co masz na myśli?” – w Twoich oczach widziałem rozbawienie, które trochę mnie speszyło.
-„Nie jesteś Angielką, prawda?”
-„A więc o to chodzi…” – obdarzyłaś mnie promiennym uśmiechem – „Mój tata jest Anglikiem, a mama Egipcjanką. Stąd ten wystrój” – wskazałaś na marmurowe posągi jakichś bożków w hallu – „Poznali się, gdy tata pojechał na praktyki do Kairu” – wyjaśniłaś.
-„Więc już wiem, skąd taka uroda” – uśmiechnąłem się najładniej, jak umiałem.
Po chwili rozmowy z Tobą, już nie czułem się zawstydzony lub onieśmielony. Byłem szczęśliwy, że mogłem cieszyć się Twoją bliskością. Opowiadałaś mi o zwyczajach panujących w Egipcie. Nadal pamiętam, że w Londynie zamieszkałaś w wieku 6 lat. Rodzice pozwolili Ci także na tutejszy ubiór. Ciągle przypominam sobie, jak przebrałaś się w strój do tańca beledi.
-„Spędziłam z tobą bardzo miłe popołudnie, Louis” – stwierdziłaś, gdy z niechęcią kierowałem się w stronę wyjścia.
-„Nawzajem, Kamelio.”
Nie chciałem wychodzić, sądzę, że o tym wiedziałaś. Obowiązki gwiazdy jednak wzywały. Pragnąłem tylko znów poczuć Cię blisko siebie. Niestety dane mi było zobaczyć Twój cudowny uśmiech nie znikający Ci z twarzy. Za drzwiami wziąłem głęboki oddech. Musiałem wrócić do rzeczywistości, opuścić krainę szczęścia, gdzie Ty grałaś główną rolę.


~*~

No i "Dzień 2." mamy już wstawiony :) Sorry, że tak długo nie dodawałam, ale no wiecie-szkoła -,-' Na dodatek zostałam przewodniczącą mojej leniwej klasy i muszę wykonywać wszystkie rzeczy plastyczne SAMA! :/  Poza tym codziennie mam kółka i tak wychodzi, że wracam późno. No i jeszcze muszę znaleźć czas dla przyjaciół. Jutro idę na basen z koleżanką, a w piątek z kujonem z mojej klasy! ahahahahhaha . :D wiecie jak to jest xd. Tak więc widzicie ^^ "Dzień 3" dodam za 10 komentarzy. Mam nadzieję, że uzbierają się dość szybko xd.
Buziakiii!
Natt. xX.

sobota, 8 września 2012

Day 1.


Doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Od 16:00 biegałem z chłopakami po sklepach. Wieczorem urządzaliśmy imprezę, a wszystko było jeszcze w rozsypce. Chipsy, dip’y i inne przekąski, napoje, alkohol… Wszystko pakowaliśmy do wózków jak szaleni. Potem muzyka. Braliśmy z półek wszystkie płyty, jakie wpadały nam w ręce. Nastrój… Serpentyny, petardy, świeczki, lampki. Najgorsza cześć to wybór stroju. Chwytaliśmy byle jakie wieszaki i braliśmy do przymierzalni. Wreszcie zmęczeni długo godzinnym biegiem po sklepach padliśmy na sofy w nowym domu. Odpoczynek nie trwał długo, bo musieliśmy wszystko przygotowywać. Miski, szklanki, kieliszki, kombinerki, taśma klejąca. Biegaliśmy po domu jak oparzeni by zdążyć. Usłyszeliśmy pierwszy dzwonek. Otworzył Niall, a do domu wsypał się tłum ludzi. Wieże stereo poszły w ruch. Pędem pobiegłem się przebrać. Koszulka w paski , czerwone spodnie, Tomsy. Ostatnie spojrzenie w lustro. „Jak zwykle gorący” pomyślałem wtedy. Teraz chce mi się z tego śmiać. Jednak nie mam jak po Twoim odejściu. Ale wróćmy do wieczora sprzed 2 miesięcy. Pierwszy drink, potem kolejny. Hazza porwał mnie w obroty. Wygłupom nie było końca. Usłyszeliśmy kolejny dzwonek. Ludzie wysypywali się już do ogrodu, jednak wciąż przybywali nowi. Drzwi się otworzyły. Właśnie wtedy pojawiłaś się Ty… Najpierw weszła Danielle, do której od razu podbiegł podchmielony Li. A za nią stała przepiękna dziewczyna. Gęste, czarne, jak smoła proste włosy opadały kaskadą na smukłe ramiona. Błękitne, jak ocean oczy osłonięte wachlarzem długich, czarnych rzęs. Cudowne usta przykryte szkarłatnie czerwoną szminką. Przepiękna sukienka opinająca się na Twoich niewielkich wypukłościach. Szczupła talia, ręce i długie, do nieba nogi. Ciemna opalenizna. Tak to byłaś Ty… Odebrało mi mowę. Dan z Liam’em przyprowadzili cię do mnie. „Wygląda, jak Egipcjanka” spostrzegłem z bliska.
-„Cześć! Jestem Kamelia.” – powiedziałaś.
Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Onieśmielałaś mnie, jak nikt inny. Zaśmiałaś się słodko z mojej niemocy. Gdy zobaczyłem Twoje zagubione oczy dopiero dostrzegłem, jaka jesteś krucha. Ta delikatność, gdy odgarniałaś niesforne kosmyki z twarzy… Miałem ochotę cię pocałować.
-„Zatańczymy?” – tylko to zdołałem wydusić, choć miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu, jak bardzo moje serce przyśpieszyło na Twój widok.
Z głośników ulatniały się akurat dźwięki It’s Alive - „Selfless”. Objąłem cię delikatnie w smukłej, jak u osy talii. Robiłem to z takim wyczuciem, żeby tylko nie uszkodzić Twojej drobnej osóbki. Owionął mnie zapach słodkiego zapachu olejku z róży. Przysunąłem Cię bliżej siebie. Chciałem poczuć cię całym sobą, jednak tej nocy nie było mi to dane. „Co ty robisz?!” próbowałem się opanować, jednak bez skutku. Fakt, że miałem dziewczynę nie zmieniał niczego. Zanurzyłem twarz w Twoich włosach. „Hibiskus i miód?” zastanawiałem się. Czułem na swoich ramionach Twoje drobne dłonie. Doskonale pamiętam Twoje oczy, w których widziałem tańczące iskierki. Sam najchętniej zacząłbym wykonywać mój „taniec szczęścia”, ale odstraszyłbym Cię od siebie. Tak więc zrezygnowałem z tego. Lekko kołysaliśmy się w rytm powolnej piosenki. Czułem Twój ciepły oddech przedzierający się przez materiał na swojej piersi. Dostawałem dreszczy. Ta bliskość działała na mnie jak narkotyk. Z każdą chwilą chciałem więcej Ciebie. „Myśl o Eleanor!” karciłem się za moje głupie myśli.
-„Stary, pomóż mi! Zayn wymiotuje!” – krzyknął Harry z tarasu.
„Jakby nie mógł znaleźć kogoś innego do pomocy” wrzałem ze wściekłości, że przerwano nam ten cudowny moment. Puściłem Cię z mych objęć. Nawet nie wiesz, jak żałowałem.
-„Co to była za dziewczyna?” – spytał przyjaciel.
-„Nie dane mi było tego odkryć, gdyż mnie zawołałeś, debilu!” – odgryzłem się.
-„Na twoim miejscu, ja bym przytulił i nie puszczał” – uśmiechnął się tajemniczo podpierając Zayn’a.
-„Styles, jeśli ją dotkniesz, to urwę ci ręce!” – zagroziłem.
-„Uspokój się… Idź do niej. Zawołam kogoś innego” – poklepał mnie po plecach.
Poczułem ulgę. Ponownie wbiegłem do środka. Szukałem Cię wzrokiem, krzyczałem Twoje imię, lecz nic. Wyszłaś... Danielle także nie wiedziała, gdzie jesteś.
-„Jutro do niej zadzwonię” – obiecała wracając do zabawy.
To było dołujące. Cała noc bez Twojego uśmiechu zdawała mi się być męczarnią, torturą. „ELEANOR!” powtarzałem sobie, gdy pojawiałaś się w mojej wyobraźni. Wychodziło na to, że stało się to moją mantrą, bo obraz Twych oczu chodził za mną jak cień. Udałem się do swojej sypialni i mimo hałasu docierającego z dołu położyłem się. Nie mogłem jednak zasnąć. Cały czas miałem przed oczami Ciebie, Kamelio.


~*~

I jak podoba Wam się "Dzień 1."? Mnie osobiście zachwyca :D Czytam to, co napisałam próbując poprawić sobie nastrój. Dziś wyjechały Niemki z wymiany, które odwiedziły moje miasto.  2 z nich mieszkały u mojej przyjaciółki., której pomagałam. Przez 5 dni spędzałyśmy razem czas i dzięki temu nie chodziła do szkoły ;ooo Niestety dziś muszę to odrobić :/ Uczyłyśmy się swoich języków. Przy okazji przekleństw :D Jak się z nimi żegnałam to ryczałam jak głupia! Wczoraj wieczorem byłyśmy w Bydgoszczy na zakupach. Wszyscy gapili się, bo gadałyśmy, a raczej krzyczałyśmy po angielsku :D Gdy eracałyśmy to nauczyłam je piosenki Enej-"Radio Hello" i śpiewałyśmy ją w 4, albo w 5, bo jeszcze tata Marty. Od lewej: ja, Jessy, Maggy, Theresa, Marta, Stefanie, Vanessa i na dole Zosia :D


Oraz takie tam my w Toruniu. Od lewej: ja, Jessy, Marta, Stefanie, Theresa ♥


Jak Wam się podobamy? :D A tak poza tym, to oglądaliście VMA? Ja osobiście nie, bo wolałam spędzić czas z nimi. O.K. To ja nie zanudzam. Miłego czytania! :) x
Buziakiii!
Natt.