Blask słońca wyrwał mnie z krainy snu. Obudziłem się czując rozkosz
tego pięknie zapowiadającego się dnia. Słuchałem dochodzącego szumu Nilu,
zgiełku przepełnionych ulic, czując zapach jaśminu wkradający się przez lekko
otwarte okno. Długie, kremowe firany falowały z każdym ruchem wiatru
przypominając mi Ciebie. Taką delikatną, zwinną, piękną… Doskonale pamiętam
ogarniające mnie lenistwo. Jednak świadomość, że cię zobaczę była dla mnie
niesamowitym zastrzykiem energii. Ten doping wyrwał mnie z wygodnego łóżka.
Zrzuciłem z siebie prześcieradło i udałem się pod prysznic. Tak bardzo chciałem
coś dziś dla ciebie zrobić, zaskoczyć czymś. Bo pomysł z kwiatami chyba nie był
z byt oryginalny. Nie zasługiwałaś na beznadziejny bukiet kwiatów, który po
chwili i tak by usechł zazdroszcząc ci piękna. Zakręciłem kran odcinając dostęp
wody. Małe krople spływały z moich włosów i ciała. „Najlepsze pomysły
przychodzą pod prysznicem” mawiał Harry. To była prawda… I dlatego żarówka
zapaliła mi się w głowie. Ubolewałem tylko nad tym, że nie będę mógł Cię w tym
dniu zobaczyć. Nie będę mógł usłyszeć Twojego śmiechu, poczuć Twojej skóry pod
moimi palcami… Ale było warto. Dziś to wiem. Szczęściem jest mieć takich
przyjaciół, jakimi mnie obdarzono. Każda najdrobniejsza sprawa została dopięta
na ostatni guzik w nieznanym nam mieście. Nerwowe sprawdzanie telefonu było w
tym dniu wielorazową czynnością, którą wykonywałem. Łudziłem się, że zastanę
tam jakąś wiadomość od Ciebie. Ale nic takiego tam na mnie nie czekało.
Wmawiałem sobie, że spędzasz dzień z rodzicami, że nie masz czasu, ale o mnie
myślisz. Wkrótce potem wszystko się wyjaśniło…
~*~
Matko, jak ja uwielbiam pisać dla Was tego bloga *.* szkoda tylko, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale często zapominam, albo po prostu czekam na komentarze :C
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział się Wam spodoba C:
Buziakiii!
Natt.